Wtorkowy poranek, 25 listopada 2025 roku, przyniósł mieszkańcom wschodniej Rumunii dźwięk, którego obawiali się od ponad trzech lat – wycie syren alarmowych i huk dopalaczy myśliwców NATO rozrywający ciszę nad deltą Dunaju. To nie były ćwiczenia. Dwa rosyjskie drony, będące częścią zmasowanego ataku na ukraińską infrastrukturę, nie tylko musnęły granicę Sojuszu, ale wleciały w głąb terytorium Rumunii na odległość ponad 100 kilometrów, docierając aż do okręgu Vrancea. To najpoważniejszy i najgłębszy incydent tego typu od momentu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.
Sytuacja, która rozegrała się na niebie nad wschodnią flanką NATO, to brutalny test procedur, nerwów pilotów i luk w prawie międzynarodowym. Choć nikt nie zginął, a fragmenty maszyn znaleziono na polach, polityczne i militarne echa tego zdarzenia będą rezonować w Brukseli i Waszyngtonie przez najbliższe miesiące. Co tak naprawdę wydarzyło się nad ranem i dlaczego, mimo obecności najnowocześniejszych myśliwców, wrogi obiekt nie został strącony?
Chronologia inwazji: Minuta po minucie
Aby zrozumieć powagę sytuacji, musimy prześledzić trajektorię lotu, która zaskoczyła analityków wojskowych swoją zuchwałością. Wszystko zaczęło się o świcie, gdy rosyjskie lotnictwo strategiczne i wyrzutnie naziemne przeprowadzały jeden z największych ataków kombinowanych na Ukrainę w ostatnich miesiącach, wykorzystując ponad 460 dronów oraz pociski hipersoniczne.
Ale to nie wszystko, co wykryły radary Sojuszu.
O godzinie 6:28 czasu lokalnego, systemy wczesnego ostrzegania zidentyfikowały obiekt przekraczający granicę w rejonie Vylkove na Ukrainie, wlatujący bezpośrednio nad rumuński okręg Tulcza. Reakcja była natychmiastowa. Z bazy lotniczej Mihail Kogălniceanu podniesiono parę dyżurną – dwa niemieckie myśliwce Eurofighter Typhoon. To właśnie one, w ramach misji Air Policing, jako pierwsze nawiązały kontakt wzrokowy z intruzem.
Druga fala i F-16 w akcji
Sytuacja eskalowała błyskawicznie. Zaledwie godzinę później, o 7:37, kolejny dron naruszył przestrzeń powietrzną w sąsiednim okręgu Gałacz. Tym razem do akcji rzucono rumuńskie F-16 Fighting Falcons. Przez kilkadziesiąt minut maszyny NATO eskortowały rosyjskie bezzałogowce, które zamiast zawrócić, kontynuowały lot w głąb kraju.
„To nie był przypadkowy błąd nawigacyjny. Fakt, że jeden z dronów dotarł do okręgu Vrancea, ponad 100 kilometrów od granicy, i to w świetle dnia, sugeruje celowe testowanie czasu reakcji i procedur decyzyjnych Sojuszu. Mamy do czynienia z nową rosyjską prowokacją przeciwko Rumunii” – tak incydent ocenił Minister Obrony Ionut Mosteanu.
Dlaczego nie strzelali? Paraliż prawny w czasach wojny hybrydowej
To pytanie zadaje sobie dziś każdy obywatel Rumunii i wielu obserwatorów z krajów sojuszniczych. Skoro myśliwce były na miejscu, miały cel "na widelcu", a obiekt znajdował się głęboko nad terytorium suwerennego państwa NATO, dlaczego nie otwarto ognia? Odpowiedź może Cię zaskoczyć, bo nie leży ona w kwestiach technicznych, lecz legislacyjnych.
Piloci NATO stanęli przed dylematem, który w doktrynie wojennej nazywany jest "szarą strefą". Zestrzelenie drona nad terenem zamieszkałym wiąże się z ogromnym ryzykiem. Spadające odłamki ważącej kilkadziesiąt kilogramów maszyny, potencjalnie wypełnionej materiałem wybuchowym, mogą wyrządzić na ziemi większe szkody niż sam przelot drona. Minister Mosteanu ujawnił, że piloci "byli o krok" od zestrzelenia, ale wstrzymali się z decyzją właśnie z obawy o ludność cywilną.
Prawda jest jeszcze bardziej szokująca: obecne rumuńskie ustawodawstwo dotyczące użycia broni w czasie pokoju jest niedostosowane do realii zagrożeń hybrydowych. Wojsko ma związane ręce przepisami, które wymagają skomplikowanego łańcucha decyzyjnego, co w przypadku obiektów poruszających się z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę czyni skuteczną obronę niezwykle trudną.
Regionalny kontekst: Mołdawia również pod ostrzałem
Rumunia nie była jedynym celem. W tym samym czasie, gdy niemieckie Typhoony ścigały intruza nad Tulczą, dramat rozgrywał się również u sąsiadów. Mołdawia zaraportowała naruszenie swojej przestrzeni przez sześć rosyjskich dronów. Jeden z nich, opatrzony rosyjskimi oznaczeniami, rozbił się na budynku mieszkalnym w miejscowości Cuhureștii de Jos. To pokazuje skalę rosyjskiej operacji – nie był to punktowy incydent, ale szeroka fala uderzeniowa, która "rozlała się" poza granice Ukrainy.
Reakcja NATO i "Żelazna Kopuła" nad Dunajem
Incydent z 25 listopada stał się katalizatorem przyspieszenia działań, które były planowane od miesięcy. Przebywający z wizytą w Rumunii generał Christopher Donahue, dowódca sił lądowych USA w Europie i Afryce, nie pozostawił złudzeń co do odpowiedzi Sojuszu.
Nowe systemy antydronowe: Generał zapowiedział niemal natychmiastowe rozmieszczenie w delcie Dunaju nowoczesnych systemów kinetycznych, zdolnych do fizycznej eliminacji zagrożeń bez konieczności używania drogich rakiet myśliwców.
Szkolenia zakończone: Rumuńscy żołnierze zakończyli już cykl szkoleń na nowym sprzęcie, co oznacza, że osiągnięcie gotowości bojowej to kwestia dni, a nie miesięcy.
Wzmocnienie patroli: Należy spodziewać się zwiększonej obecności maszyn sojuszniczych w trybie 24/7 nad wschodnią granicą UE.
Eksperci zwracają uwagę, że odnalezione w okręgu Vaslui fragmenty drona nie zawierały ładunku wybuchowego. Może to sugerować, że Rosja używa tzw. "dronów-wabików" lub maszyn rozpoznawczych, by mapować rozmieszczenie rumuńskiej obrony przeciwlotniczej, nie ryzykując otwartego konfliktu zbrojnego, który wywołałoby uderzenie kinetyczne w infrastrukturę NATO.
Podsumowanie: Nowa normalność na wschodniej flance?
Wydarzenia z wtorkowego poranka to wyraźny sygnał, że wojna na Ukrainie wchodzi w fazę, w której granice państw NATO stają się coraz bardziej płynne dla rosyjskich środków napadu powietrznego. Głęboka inwazja na 100 kilometrów w głąb terytorium Rumunii to przekroczenie kolejnej czerwonej linii. Brak zestrzelenia obiektu, choć uzasadniony względami bezpieczeństwa cywilów, może zostać odebrany przez Moskwę jako słabość, zachęcając do kolejnych, jeszcze zuchwalszych prób.
Najczęściej zadawane pytania (FAQ)
Czy rosyjskie drony zaatakowały celowo terytorium Rumunii?
Nie ma dowodów na celowy atak kinetyczny na rumuńską infrastrukturę. Drony nie posiadały ładunków wybuchowych (wg wstępnych oględzin szczątków). Jednak głębokość inwazji (100 km) sugeruje celowe działanie prowokacyjne lub rozpoznawcze, a nie przypadkowy błąd.
Dlaczego myśliwce NATO nie zestrzeliły dronów od razu?
Głównym powodem była ocena ryzyka dla ludności cywilnej na ziemi. Zestrzelenie obiektu nad terenem zamieszkałym grozi niekontrolowanym upadkiem szczątków. Dodatkowo, rumuńskie prawo czasu pokoju nakłada restrykcyjne zasady użycia broni, co utrudnia błyskawiczną reakcję.
Jakie samoloty brały udział w akcji?
W incydencie brały udział dwa niemieckie myśliwce Eurofighter Typhoon startujące z bazy Mihail Kogălniceanu oraz dwa rumuńskie samoloty wielozadaniowe F-16 Fighting Falcon.
Czy artykuł 5 NATO został uruchomiony?
Nie. Artykuł 5 mówi o zbrojnej napaści na członka sojuszu. Obecne incydenty są klasyfikowane jako naruszenia przestrzeni powietrznej i prowokacje, ale nie jako bezpośredni atak wojenny wymagający kolektywnej odpowiedzi militarnej całego paktu.
Źródła informacji
Komunikaty Ministerstwa Obrony Narodowej Rumunii (MAPN) z dn. 25.11.2025.
Oświadczenie Ministra Obrony Ionuta Mosteanu dla mediów.
Raport sytuacyjny Ministerstwa Obrony Mołdawii dot. incydentów w rejonie Cuhureștii de Jos.
Wypowiedź gen. Christophera Donahue (US Army Europe and Africa) podczas wizyty w Rumunii.
Dane radarowe dotyczące trajektorii lotu nad okręgami Tulcza, Gałacz i Vrancea.
