Tak, to się właśnie stało. Polska po raz kolejny musiała poderwać swoje F-16 i zamknąć fragmenty przestrzeni powietrznej. Tym razem powód był wyjątkowo poważny - Rosja przypuściła jeden z najmasywniejszych ataków na Ukrainę od miesięcy. Setki dronów i dziesiątki rakiet przecięły niebo, a część z nich kierowała się niebezpiecznie blisko naszej granicy.
Czy to oznacza, że jesteśmy bezpośrednio zagrożeni? I dlaczego akurat teraz Rosja zdecydowała się na tak spektakularny pokaz siły?
Skala ataku pokazuje nową strategię
To, co zobaczyliśmy ostatniej nocy, przekroczyło wszystko, czego byliśmy świadkami wcześniej. Ponad 590 dronów różnych typów plus około 50 pocisków rakietowych - to liczby, które robią wrażenie nawet na ekspertów wojskowych. Większość to irańskie Shahedy, ale pojawiły się też konstrukcje czysto rosyjskie.
Strategia jest jasna, choć brutalna w swojej prostocie. Po co strzelać jedną drogą rakietą, skoro można wysłać dziesiątki tanich dronów? Systemy obrony przeciwlotniczej po prostu nie są w stanie wszystkiego przechwycić. Część bezzałogowców służy jako przynęta - mają zmarnować ukraińskie pociski przeciwlotnicze, żeby prawdziwe cele mogły przejść bez przeszkód.
Ale czy tylko o to chodziło? Niekoniecznie.
Geografia ataku nie jest przypadkowa
Rosjanie uderzyli praktycznie wszędzie - od Kijowa po regiony zachodnie, tuż przy naszej granicy. Szczególnie niepokojące było bombardowanie obszarów, przez które przebiegają główne szlaki dostaw z NATO. To może być sygnał dla nas wszystkich.
Lista celów mówi sama za siebie:
Kijów - jak zawsze priorytet numer jeden
Infrastruktura energetyczna - żeby uderzyć w gospodarkę
Regiony zachodnie - tam, gdzie dostawy z Zachodu
Obszary przyfrontowe - wsparcie dla wojsk lądowych
Trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie tylko atak na Ukrainę. To również wiadomość dla całego NATO.
Polska reaguje błyskawicznie
Nasze Dowództwo Operacyjne nie czekało na rozwój wypadków. Myśliwce F-16 zostały poderwane, a przestrzeń powietrzna nad Lublinem i Rzeszowem została czasowo zamknięta. To pierwsza tak szeroka mobilizacja naszych sił powietrznych w odpowiedzi na to, co dzieje się za wschodnią granicą.
Czy to było konieczne? Zdecydowanie tak. Pamiętajmy o incydentach sprzed kilku tygodni, gdy rosyjskie drony już przekroczyły naszą granicę. Wtedy też reagowaliśmy, ale tym razem skala zagrożenia była po prostu inna.
Każdy dron, który zbliża się do naszej granicy, to potencjalny problem bezpieczeństwa narodowego. Nie można czekać, aż się okaże, czy to pomyłka, czy prowokacja.
Zamknięta przestrzeń to poważna sprawa
Kiedy zamyka się przestrzeń powietrzną nad częścią kraju, to nie jest decyzja podejmowana na łapu-capu. Lotniska w Lublinie i Rzeszowie wstrzymały działalność, część lotów międzynarodowych musiała szukać alternatywnych tras. To kosztuje, ale bezpieczeństwo jest ważniejsze.
Procedura została przeprowadzona zgodnie z protokołami NATO - wszystko skoordynowane z sojusznikami, wszystko pod kontrolą. Ale fakt pozostaje faktem: po raz kolejny konflikt spoza naszych granic wpływa bezpośrednio na życie mieszkańców Polski.
To już nie pierwszy raz
Pamiętacie incydenty z września? Kilkanaście rosyjskich dronów przekroczyło wówczas polską granicę. To był moment przełomowy - pierwszy raz od zakończenia zimnej wojny polskie siły powietrzne użyły broni nad własnym terytorium. Tamten epizod pokazał, że era "przypadkowych" naruszeń przestrzeni powietrznej dobiegła końca.
Rosyjska strategia ewoluuje. Na początku to były precyzyjne uderzenia rakietowe. Teraz stawka pada na masowe ataki dronów. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta jak budowa cepa - drony są tanie. Jeden dron to ułamek kosztu rakiety manewrującej Kalibr, a efekt może być podobny.
Dla ukraińskich systemów obrony to koszmar. Jak namierzyć i zniszczyć setki małych, powoli lecących celów jednocześnie? Tradycyjne systemy przeciwlotnicze nie były projektowane z myślą o takich scenariuszach.
NATO również czuje się zagrożone
Nie tylko my reagujemy na rosyjskie prowokacje. Cała wschodnia flanka NATO jest w podwyższonej gotowości. Incydenty z dronami w Danii, Niemczech, u nas - to nie może być przypadek.
Koordynacja działań między krajami sojuszniczymi przebiega sprawnie, ale każdy taki incydent to test dla spójności Sojuszu. Dotychczas test zdajemy, ale pytanie brzmi: jak długo taka sytuacja może trwać?
Technologia zmienia oblicze wojny
To, czego jesteśmy świadkami, to rewolucja w sposobie prowadzenia działań wojennych. Drony democratyzują możliwość atakowania z powietrza. Nie trzeba mieć setek myśliwców czy rakiet balistycznych - wystarczą tangie bezzałogowce produkowane na skalę przemysłową.
Problem w tym, że nasze systemy obronne nie nadążają za tą rewolucją. Radary wykrywają duże, szybkie cele - bombowce, myśliwce, rakiety. Małe drony lecące nisko i powoli to zupełnie inna para kaloszy.
Ukraińcy uczą się walczyć z tym zagrożeniem metodą prób i błędów. My musimy się przygotować na możliwość, że podobne ataki mogą być skierowane przeciwko nam.
Cywilna infrastruktura w pierwszej linii
Rosyjskie ataki na ukraińską sieć energetyczną to nie tylko problem Kijowa. Nasze kraje są połączone - dosłownie i w przenośni. Awarie elektrowni czy stacji transformatorowych po drugiej stronie granicy mogą wpływać na stabilność naszej sieci elektroenergetycznej.
To pokazuje, jak bardzo współczesne konflikty wykraczają poza tradycyjne granice. Nie ma czegoś takiego jak "czysto lokalna" wojna w dzisiejszym świecie.
XXI wiek pokazuje nam, że wojny nie są już sprawą wyłącznie państw bezpośrednio zaangażowanych w konflikt. Skutki sięgają znacznie dalej niż linie na mapie.
Co nas czeka w najbliższym czasie?
Szczerze mówiąc, scenariuszy jest kilka i żaden nie jest szczególnie uspokajający.
Pierwszy to stopniowa eskalacja. Więcej incydentów granicznych, więcej podrywanych myśliwców, więcej zamkniętych przestrzeni powietrznych. W końcu może dojść do sytuacji, w której NATO będzie musiało podjąć decyzję o bardziej zdecydowanych działaniach.
Drugi scenariusz to stabilizacja na obecnym poziomie napięcia. Periodyczne incydenty, ale rozwiązywane w ramach istniejących mechanizmów. To chyba najbardziej prawdopodobny rozwój sytuacji.