W małej miejscowości koło Dębicy dzieją się rzeczy, które mogą zmienić europejski rynek rowerów. Romet – marka, która kiedyś była dumą polskiego przemysłu, a potem zniknęła w chaosie transformacji – wraca z najbardziej ambitnym projektem w swojej historii. Sto milionów złotych na najnowocześniejszą fabrykę w Europie to nie żarty. To poważna gra o przyszłość branży.

Pegaz wraca do gry

Pamiętam mój pierwszy Romet Jubilat. Dostawałem go na komunię, był ciemnozielony i jeździłem na nim wszędzie. Moi koledzy też mieli Romety – Wigrę, Tura, Gazellę. W latach dziewięćdziesiątych to były po prostu najlepsze polskie rowery. Potem firma upadła, a wraz z nią kawał polskiej dumy przemysłowej.

Dziś w Podgrodziu planowana jest kolejna rewolucja. Sto milionów złotych to większa suma niż całkowita wartość niektórych polskich firm rowerowych. Romet nie żartuje – chce odzyskać pozycję lidera, ale tym razem na poziomie europejskim.

Gdzie się biorą takie pieniądze

Firma produkuje rocznie około 400 tysięcy rowerów. To jedna trzecia całej polskiej produkcji. Większość idzie na eksport – do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Austrii. Zachodnie firmy doceniają polską jakość wykonania i są gotowe za nią płacić uczciwe pieniądze. To pozwala reinwestować w rozwój.

Dodatkowo firma dostała dofinansowanie od państwa – trzydzieści cztery miliony złotych z programów badawczych. To pokazuje, że ktoś w rządzie myśli strategicznie o polskim przemyśle i jego przyszłości.

Rower, który rośnie z dzieckiem

Największą innowacją mają być modułowe rowery. Brzmi jak science fiction, ale idea jest prosta jak wszystko genialne. Kupujesz podstawową ramę, a potem dostawiasz elementy według potrzeb. Dziecko dorasta? Zwiększasz rozmiar. Chcesz napęd elektryczny? Dokładasz moduł baterii. Psuje się przerzutka? Wymieniasz tylko ją, nie cały rower.

„Ludzie wyrzucają rocznie miliony rowerów, bo nie da się ich naprawić lub modernizować" – tłumaczy mi jeden z inżynierów firmy. „My chcemy to zmienić. Nasz rower będzie służył dziesiątki lat, a nie zostanie wyrzucony po trzech."

Bateria jak klocki lego

Najbardziej fascynuje mnie pomysł z modułową baterią. Zaczynasz od małego akumulatora o pojemności 400 Wh. Za rok dokładasz drugi moduł – masz 800 Wh. Jeśli potrzebujesz więcej zasięgu, dołączasz trzeci – i już masz 1200 Wh. To poziom, który osiągają tylko drogie rowery cargo za dwadzieścia tysięcy złotych.

  • Mały moduł – 400 Wh, zasięg około 60 kilometrów w mieście

  • Podwójny moduł – 800 Wh, zasięg około 120 kilometrów

  • Potrójny moduł – 1200 Wh, zasięg około 180 kilometrów

  • System wymienny – ładujesz jeden moduł, jeździsz na drugim

Co więcej, stare moduły będą nadawały się do recyklingu w osiemdziesięciu procentach. To odpowiedź na jeden z największych problemów rowerów elektrycznych – co robić ze zużytymi bateriami, które dziś w większości lądują na śmietnikach.

Fabryka przyszłości w Podgrodziu

Nowy zakład ma być samowystarczalny energetycznie. Trzydzieści tysięcy metrów kwadratowych paneli słonecznych na dachach hal, termomodernizacja budynków, własne źródła energii. Brzmi ambitnie, ale kierownictwo już testowało podobne rozwiązania w mniejszej skali w obecnej fabryce.

Jeśli chcemy produkować ekologiczne rowery, to cała fabryka musi być ekologiczna. Nie ma sensu mówić o czystym transporcie, jeśli produkujemy go w brudny sposób, niszcząc środowisko.

Automatyzacja to druga wielka zmiana. Roboty będą składały ramy i malowały je. Ludzie będą się zajmowali finalizacją, kontrolą jakości i projektowaniem. To oznacza, że praca będzie bardziej kreatywna, ale też wymaga większych kwalifikacji od pracowników.

Nie tylko rowery

W nowej fabryce powstaną też motocykle i skutery elektryczne. Romet Motors produkuje już kilkanaście tysięcy jednośladów rocznie, ale na starych liniach produkcyjnych. Nowe technologie pozwolą na produkcję większą i bardziej zaawansowaną technicznie.

Szczególnie ciekawy jest pomysł na polski skuter elektryczny do miasta. Coś lekkiego, zwrotnego, z wymienną baterią. Takie pojazdy już istnieją w Azji, ale w Europie wciąż są drogie i niszowe. Może czas to zmienić?

Czy to ma szansę na sukces

Rynek rowerów jest brutalny jak mało który. Chińczycy produkują tanio i w ogromnych ilościach, Niemcy mają tradycję i rozpoznawalne marki, Holendrzy rządzą w segmencie miejskim. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla polskiego Rometu?

Moim zdaniem w innowacjach. Modułowe rowery to pomysł, którego jeszcze nikt nie wypróbował na masową skalę. Jeśli się sprawdzi, Romet może stać się liderem nowego trendu. Jeśli nie – będzie miał przynajmniej nowoczesną fabrykę i solidną pozycję w segmentach tradycyjnych.

Konkurencja nie śpi

Najwięksi gracze na rynku mają przewagę finansową i marketingową nie do pobicia. Trek, Giant, Specialized to marki z budżetami reklamowymi większymi niż całoroczne przychody Rometu. Ale mają też swoje problemy i ograniczenia.

Typ firmy

Mocne strony

Słabe strony

Giganci (Trek, Giant)

Budżet, dystrybucja, marketing

Konserwatyzm, długie cykle rozwoju

Chińskie marki

Cena, szybkość wprowadzania nowości

Wizerunek, serwis, jakość

Romet

Innowacje, elastyczność, cena

Zasięg marki, kanały sprzedaży

Co z tego będzie miała Polska

Nowa fabryka to kilkaset miejsc pracy, ale nie tylko dla robotników przy taśmie. Romet potrzebuje inżynierów, programistów, projektantów. To są dobrze płatne stanowiska, które zostają w regionie i nie uciekają do Niemiec czy Anglii.

Jeszcze ważniejszy jest efekt mnożnikowy. Wokół dużej fabryki powstają mniejsze firmy – dostawcy, serwisy, firmy logistyczne. W Podgrodziu dzieje się to już teraz. Miejscowi mówią, że od kiedy przyszedł Romet, życie się zmieniło na lepsze.

Transfer technologii

Rozwiązania opracowywane dla rowerów często znajdują zastosowanie gdzie indziej. Lekkie materiały, wydajne baterie, inteligentne systemy zarządzania energią – to wszystko może trafić do innych branż polskiego przemysłu.

Już teraz firmy samochodowe interesują się niektórymi rozwiązaniami Rometu. Nie mogę zdradzić szczegółów, ale rozmowy prowadzone są na najwyższym poziomie zarządczym.

Największe ryzyka

Pierwszy problem to marketing i budowanie marki. Rowery można produkować najlepsze na świecie, ale jeśli ludzie o tym nie wiedzą, to się nie sprzedadzą. Romet ma ograniczony budżet reklamowy i musi konkurować z gigantami, które wydają dziesiątki milionów dolarów rocznie na promocję.

Druga sprawa to dystrybucja. W Polsce są nieliczne sklepy rowerowe, które mogą profesjonalnie obsłużyć klienta zainteresowanego zaawansowanym rowerem elektrycznym. Za granicą jest jeszcze trudniej – trzeba budować sieć partnerów od zera.

Najlepszy produkt świata nie ma żadnej wartości, jeśli klient go nie kupi. A żeby kupił, musi go najpierw zobaczyć, dotknąć, przetestować. To wymaga sieci dystrybucji, której Romet jeszcze nie ma.

Trzeci problem to konkurencja cenowa. Chińscy producenci potrafią sprzedawać rowery elektryczne za połowę ceny europejskich. Prawda, że jakość bywa różna, ale dla wielu klientów cena jest najważniejsza.

Scenariusze rozwoju

W optymistycznym scenariuszu modułowe rowery Rometu staną się standardem branżowym, a firma umocni się jako europejski lider technologiczny. To oznaczałoby dalsze inwestycje, ekspansję na nowe rynki i ugruntowanie pozycji polskiej branży rowerowej.

Scenariusz umiarkowany zakłada stopniowy rozwój i umocnienie pozycji rynkowej. Romet może stać się ważnym graczem w segmencie premium, specjalizującym się w innowacyjnych rozwiązaniach dla świadomych klientów.

Nie można jednak ignorować ryzyk. Konkurencja na rynku rowerowym jest bezlitosna, a technologiczne innowacje nie zawsze przekładają się na komercyjny sukces. Historia biznesu zna wiele przykładów genialnych produktów, które nigdy nie znalazły swojego rynku.

Co dalej z polskim przemysłem

Inwestycja Rometu to więcej niż budowa fabryki – to test zdolności polskiego przemysłu do konkurowania w najbardziej zaawansowanych technologicznie segmentach. Jeśli się powiedzie, może stać się inspiracją dla innych polskich firm do podobnych działań.

Rynek rowerów będzie się rozwijał niezależnie od tego, czy Romet odniesie spektakularny sukces. Rosnąca świadomość ekologiczna, problemy z ruchem w miastach i zmiany w stylu życia tworzą długoterminowy trend wzrostowy.

Pytanie brzmi: czy polscy producenci będą w tym uczestniczyć jako liderzy wyznaczający trendy, czy tylko jako obserwatorzy i naśladowcy cudzych pomysłów. Ogromna inwestycja w Podgrodziu może być początkiem nowego rozdziału w historii polskiego przemysłu.

Rozdziału, w którym nie tylko produkujemy według cudzych projektów za niewielkie pieniądze, ale sami wyznaczamy standardy technologiczne dla całej Europy. Czas pokaże, czy ta śmiała wizja stanie się rzeczywistością, czy pozostanie tylko pięknym marzeniem.