Właśnie skończyłem robić zakupy i zastanawiam się nad jednym - czy ktoś w ogóle wie, co się szykuje? Bo za dwa tygodnie pójdziemy do Biedronki czy Żabki i nagle okaże się, że wszystko jest droższe. Nie przez inflację. Nie przez wojny czy kryzysy. Po prostu ktoś postanowił, że od teraz każda butelka musi kosztować więcej.

O co chodzi z tym całym zamieszaniem?

Pierwszego października startuje u nas system kaucyjny. Słyszałem już o tym wcześniej, ale jakoś nie wierzyłem, że to naprawdę się stanie. A jednak. Od tego dnia za każdą plastikową butelkę czy puszkę zapłacimy dodatkowo 50 groszy, za szklane butelki - złotówkę.

Brzmi nieźle - przecież można te pieniądze odzyskać, prawda? Problem w tym, że w praktyce może być z tym kiepsko. Moja sąsiadka z trzeciego piętra ma już 78 lat. Widujemy się czasem w windzie z zakupami. Powiem szczerze - nie wyobrażam sobie, żeby babcia Krysia zbierała puste butelki i targała je z powrotem do sklepu.

Kto na tym zarobi?

Sprawdziłem sobie statystyki z Niemiec, gdzie ten system już działa. Wychodzi na to, że mniej więcej co piąta kaucja nigdy nie jest odbierana. Ludzie zapominają, butelki się gubią, automaty są zepsute, czasem po prostu nie ma czasu na stanie w kolejkach.

Największe firmy doskonale to wiedzą. Liczą na to, że część z nas po prostu odpuści sobie te 50 groszy za butelkę. I będą mieć z tego zysk.

Myślcie sami - rodzina z trójką dzieci kupuje miesięcznie może z 30 butelek wody i różnych napojów. To 15 złotych ekstra przy każdych zakupach. W skali roku ponad 180 złotych. Dla kogoś, kto ledwo wiąże koniec z końcem, to sporo kasy zamrożonej w systemie.

Kto ucierpi najbardziej?

  • Duże rodziny - kupują więcej napojów, więc zostawiają więcej kaucji

  • Starsi ludzie - trudno im będzie docierać do miejsc skupów

  • Ludzie z małych miejscowości - mniej sklepów, dalej do automatu

  • Zapracowani - kto ma czas na zbieranie butelek i chodzenie po sklepach?

A wiadomo jak to jest - bogaci po prostu nie będą się przejmować tymi 50 groszami i spokojnie wyrzucą butelki do śmieci. To kolejny przykład systemu, gdzie najbardziej płacą ci, którzy mają najmniej.

Praktyczne problemy

Wyobraźcie sobie małe mieszkanie w bloku. Gdzie będziecie przechowywać puste butelki? W łazience? Na balkonie? A latem, gdy więcej pijemy? Moja żona już się pyta, gdzie te wszystkie pustki będziemy składować.

Z czym będziemy się męczyć:

  1. Zbieranie i przechowywanie pustych opakowań (zapach, miejsce)

  2. Pamiętanie o zabraniu ich na zakupy

  3. Stanie w kolejkach do automatów

  4. Automaty, które nie działają lub odmawiają przyjęcia butelki

  5. Butelki z innych regionów, których automat nie przyjmie

Kolega z pracy był w zeszłym roku w Niemczech. Opowiadał, że kupił wodę w Berlinie, a potem próbował oddać butelkę w Monachium. Automat nie chciał jej przyjąć - inny system, inna firma. Stracone pieniądze.

A co będzie u nas na wakacjach? Kupuję wodę w Zakopanem, wracam do Warszawy i co? Czy automat w moim Lidlu przyjmie góralską butelkę?

Ile to wszystko będzie kosztować?

Nie mówimy tu tylko o tych 50 groszach za butelkę. Sklepy będą musiały kupić automaty, przebudować magazyny, zatrudnić ludzi do obsługi. A kto za to zapłaci? No pewnie, my wszyscy przez wyższe ceny.

Pierwszy raz w życiu będziemy musieli pożyczać pieniądze sklepom za to, że coś od nich kupujemy. I jeszcze będziemy im wdzięczni, jeśli nam te pieniądze oddadzą.

Jak policzyłem z kolegą, w całym kraju może być zamrożonych nawet 2-3 miliardy złotych w tym systemie. To ogromna suma, którą ludzie będą mieli związaną w butelkach zamiast wydawać na normalne rzeczy.

Czy można to jakoś obejść?

Niektórzy pewnie będą szukać sposobów. Może więcej ludzi zacznie pić wodę z kranu i kupi sobie filtry? Albo będą kupować większe butelki wielokrotnego użytku? Problem w tym, że nie każdy ma na to możliwości.

Możliwe rozwiązania:

  • Filtry do wody (ale to dodatkowy koszt na początku)

  • Większe opakowania wielokrotnego użytku (cięższe do noszenia)

  • Dogadanie się z sąsiadami na wspólne zbieranie i oddawanie

  • Bardzo dokładne planowanie zakupów

Wszystko to jednak oznacza więcej zachodu, więcej planowania, więcej bezsensownie straconego czasu. Znowu najbardziej dotknie to ludzi, którzy mają już dość problemów.

Co będzie za miesiąc?

Podejrzewam, że pierwsze tygodnie to będzie totalna klapa. Kolejki przy automatach, maszyny które się zacinają, ludzie którzy nie wiedzą jak to działa. Może niektóre sklepy w ogóle nie będą gotowe na start.

Pracownik w jednym sklepie już mi mówił, że nie mają pojęcia jak to będzie wyglądać. Dostaną automaty dzień przed startem systemu i mają się wszystkiego nauczyć na piechotę.

Może w końcu ten system będzie działać i rzeczywiście pomoże środowisku. Może po latach wszyscy się przyzwyczaimy i nie będzie problemu. Ale na pewno pierwsze miesiące będą trudne dla zwykłych ludzi.

A na koniec jeszcze jedna rzecz. Kiedyś robienie zakupów było proste - wziąłeś, zapłaciłeś, poszedłeś. Teraz będzie: weź, zapłać więcej, zapamiętaj żeby zabrać pustki, znajdź czas żeby je oddać, postój w kolejce, licze że automat zadziała, odzyskaj część pieniędzy jeśli masz szczęście.

Czy naprawdę nie było prostszego sposobu na rozwiązanie problemu z plastikiem?